#title Wojna informacyjna
#author Hakim Bey
#LISTtitle Wojna informacyjna
#SORTauthors Hakim Bey
#SORTtopics media, techno-kapitał, TSA
#source http://dixierom.blogspot.com/2012/05/wojna-informacyjna-hakim-bey.html
#lang pl
#pubdate 2020-08-10T13:14:13
#notes Tłumaczenie i część przypisów: Conradino Beb
Ludzkość zawsze niewzruszenie inwestowała w każdy schemat, który oferował
ucieczkę od ciała. I dlaczegóż by nie? Rzeczywistość materialna to taki burdel.
Niektóre z najwcześniejszych „religijnych” artefaktów, takie jak pogrzeby
zmarłych pomalowanych ochrą u Neandertalczyków, już sugerują wiarę
w nieśmiertelność. Wszystkie współczesne (np. post–paleolityczne) religie
zawierają „Gnostycki ślad” braku zaufania lub nawet skrajnej wrogości wobec
ciała i „stworzonego” świata. Dzisiejsze plemiona „prymitywne” lub nawet
chłopscy poganie posiadają wyobrażenie nieśmiertelności i wychodzenia–
poza–ciało (ek–stazy) bez zbędnego ekshibicjonizmu i skrajnej nienawiści
skierowanej ku ciału. Gnostycki Ślad akumuluje się sukcesywnie (jak merkury
zatruty) aż w końcu staje się patologiczny. Gnostycki dualizm egzemplifikuje
skrajną pozycję tego obrzydzenia poprzez przeniesienie wszelkiej wartości
z ciała na „ducha”. Ta idea charakteryzuje to, co nazywamy „cywilizacją”.
Podobną trajektorię można wyśledzić poprzez fenomen „wojny”. Myśliwi/zbieracze praktykowali (i wciąż praktykują, tak jak Indianie Yanomamo[1])
rodzaj zrytualizowanej walki (pomyślcie o zwyczaju „zaliczania dotknięcia[2]”
u Indian Prerii). „Prawdziwa” wojna jest kontynuacją religii i ekonomii (np.
polityka) innymi środkami i w ten sposób bierze ona swój historyczny początek
z kapłańskiego wynalazku „niedoboru” w Neolicie i wyłonienia się „kasty
wojowników”. (Kategorycznie sprzeciwiam się teorii mówiącej, że „wojna” to
prolongata „polowania”.) ii Wojna Światowa wydaje się być ostatnią „prawdziwą”
wojną. Hiperrzeczywista wojna zaczyna się w Wietnamie wraz z zaangażowaniem się w nią telewizji i osiąga swój pełen obsceniczności wymiar w czasach
nam bliskich, podczas „Wojny w Zatoce” z 1991. Wojna hiperrzeczywista nie
jest już dłużej „ekonomiczna”, nie jest już dłużej „racją stanu”. Rytualna
Walka jest ochotnicza i nie hierarchiczna (wodzowie wojenni są zawsze
tymczasowi); prawdziwa wojna jest przymusowa i hierarchiczna; wojna hiperrzeczywista jest wyobrażeniowa i psychologicznie zinterioryzowana („Czysta
Wojna”). Po pierwsze: zagrożone jest ciało; po drugie: ciało jest poświęcone
w ofierze; po trzecie: ciało zanika. (Na temat Wojny zob. P. Clastres
w „Archeologii Przemocy”.) Współczesna nauka także włącza anty–materia-listyczne obawy, dialektyczny wynik swojej wojny z Religią — w pewnym
sensie ona także stała się Religią. Nauka jako wiedza o materialnej rzeczywi-
stości paradoksalnie dekomponuje jej materialność. Nauka zawsze była rodzajem kapłaństwa, gałęzią kosmologii oraz ideologią, wytłumaczeniem „jak
się rzeczy mają”. Dekonstrukcja „rzeczywistości” w post–klasycznej fizyce
jest odbiciem pustki irrealności, która stwarza „państwo”. Kiedyś wyobrażenie
Nieba na Ziemi, teraz składające się z niczego więcej, ponad zarządzanie
wyobrażeniami. Nie jest to dłużej „siła”, ale bezcielesny wzór informacyjny.
Ale tak jak babilońska kosmologia usprawiedliwiała babilońską władzę, tak
czyni także „teleologia” we współczesnej nauce, służąc końcom Ostatecznego
Państwa, państwa post–nuklearnego, „państwa informacyjnego”. Lub też
służy w taki sposób, żeby Nowy Paradygmat ten telos osiągnął. A „każdy”
akceptuje aksjomatyczne warunki nowego paradygmatu. Nowy paradygmat
jest bardzo duchowy.
Nawet New Age ze swoimi gnostyckimi tendencjami akceptuje Nową
Naukę i jej zwyżkującą eteralizację jako źródło tekstów–dowodów na swój
duchowy światopogląd. Medytacja i cybernetyka idą łeb w łeb. Oczywiście
„państwo informacyjne” w jakiś sposób potrzebuje wsparcia siły policji i aparatu
więziennictwa, żeby wstrząsnąć Nebuchadnezzarem i zredukować wszystkich
kapłanów Molocha do paroksyzmów lęku. I „współczesna nauka” wciąż nie
może się wyzbyć swojego intryganctwa w niezwykle–już–bliskim–sukcesu
„podboju Natury”. Największym triumfie cywilizacji nad ciałem.
Ale kto o to dba? To wszystko jest „względne”, nieprawdaż? Przypuszczam,
że będziemy musieli „ewoluować” poza ciało. Być może jest to możliwe dzięki
„skokowi kwantowemu”. W międzyczasie rozległa mediacja społeczna, która
jest realizowana poprzez medialną maszynerię, zwiększa intensywność naszej
alienacji wobec ciała przez przeniesienie strumienia uwagi bardziej na infor-
mację, niż na bezpośrednie przeżycie. W tym sensie Media grają rolę religijną
lub kapłańską, pojawiają się aby oferować nam drogę wyjścia z ciała poprzez
redefinicję ducha jako informacji. Esencją informacji jest Obraz, sakralny
i ikoniczny kompleks danych, który uzurpuje sobie pierwszeństwo „materialno–cielesnej zasady” jako wehikułu inkarnacji, zastępując go bezcielesną
ekstazą znajdującą się poza korupcją. Świadomość staje się czymś, co może
być „ściągnięte”, wydobyte z matrycy zwierzęcości i unieśmiertelnione jako
informacja. Już nie „duch w maszynie”, ale maszyna–jak–duch, maszyna jak
Duch Święty, ostateczny mediator, który przetłumaczy nas z naszych będących-w-stanie-latać korpusów na pleromę Światła. Wirtualna Rzeczywistość jako
CyberGnoza. Podłącz się, zostaw Matkę Ziemię za sobą na zawsze. Wszystkie cele
nauki proponują paradygmatyczny uniwersalizm — jak w nauce, tak w społeczeństwie. Klasyczna fizyka grała rolę akuszerki dla Kapitalizmu, Komunizmu, Faszyzmu
i innych Nowoczesnych ideologii.
Post–klasyczna nauka także proponuje zestaw idei, które mają być w zamierzeniu dostosowane społecznie: Względność, Kwantowa „nierzeczywistość”, cybernetyka, teoria informacji itd. Z pewnymi wyjątkami, post–klasyczna
tendencyjność wychodzi naprzeciw jeszcze większej eteralizacji. Niektórzy
obrońcy np. teorii Czarnej Dziury rozmawiają jak czyści paulińscy teologowie,
podczas gdy niektórzy z teoretyków informacji zaczynają brzmieć jak wirtualni
Manichejczycy[3]. Na poziomie społecznym te paradygmaty stają się glebą dla
wzrostu retoryki bezcielesności naprawdę wartej pustynnych mnichów z iii w. lub xvii wiecznych Purytan z Nowej Anglii — ale są wyrażane w języku
postindustrialno–postmodernistycznej, radosnej, konsumenckiej aberracji.
Każda nasza konwersacja jest zainfekowana pewnymi paradygmatycznymi
przypuszczeniami, które tak naprawdę nie są niczym więcej niż łysymi
stwierdzeniami, ale które bierzemy za właściwe odzienie czy też podstawę
Rzeczywistości samej w sobie. Na przykład, odkąd przyjmujemy, że komputery
reprezentują prawdziwy krok w kierunku „sztucznej inteligencji”, przyjmujemy
także, iż kupowanie komputera sprawia, że jesteśmy bardziej inteligentni.
Na swojej własnej działce spotkałem tuziny pisarzy, którzy szczerze wierzyli
w to, że posiadanie Peceta uczyniło ich lepszymi (nie bardziej „wydajnymi”
lecz lepszymi) pisarzami. To rozśmieszające — ale to samo wrażenie na temat
komputerów kiedy zestawimy z budżetem liczącym trylion dolarów wytwarza
masowo Gwiezdne Wojny, zabójcze roboty itd. (Zob. Manuel de Landa, „Wojna
w Erze Inteligentnych Maszyn z si w nowoczesnym uzbrojeniu”). Ważną
część tej retoryki zajmuje koncepcja „ekonomii informacyjnej”. Postindustrialny
świat ma jakoby teraz dawać początek tej nowej ekonomii. Jeden z najprostszych
przykładów tej koncepcji można znaleźć w ostatniej książce człowieka, który
jest Libertarianinem, Biskupem Gnostycznego Kościoła Dualistycznego
w Kalifornii i wykształconym oraz respektowanym redaktorem magazynu
o Gnozie:
„Przemysł poprzedniej fazy cywilizacji (czasem zwanej „niską technologią”) był wielkim przemysłem, a wielkość zawsze implikuje monotonię. Nowa,
wysoka technologia nie jest jednak wielka w ten sam sposób. Podczas gdy
stara technologia produkowała i dystrybuowała zasoby materialne, nowa
technologia produkuje i rozprzestrzenia informację. Zasoby urynkowione przez nową technologię są mniej powiązane z materią, a bardziej z umysłem. Pod impetem wysokiej technologii świat porusza się ciągle od fizycznej ekonomii do tego, co można by nazwać „ekonomią metafizyczną”. Żyjemy w procesie rozpoznawania, że to raczejświadomość, a nie prosta materia lub zasoby fizyczne tworzą bogactwo[4].”
Współczesny neognostycyzm zazwyczaj umniejsza znaczenie starego,
manichejskiego ataku na ciało na rzecz ostrożniejszej, bardziej „zielonej”
retoryki. Biskup Hoeller podkreśla na przykład wagę ekologii i środowiska (ponieważ nie chcemy „kalać własnego gniazda”, Ziemi) — ale w tym rozdziale
na temat duchowości Rdzennych Amerykanów, implikuje on, że kult Ziemi
jest w oczywisty sposób gorszy od czystego, gnostyckiego ducha
bezcielesności:
„Ale nie możemy zapominać, że gniazdo nie jest tym samym co ptak. Egzoteryczne i ezoteryczne tradycje deklarują, że ziemia nie jest jedynym domem istot ludzkich, że nie wyrastamy jak chwasty na łące. Podczas gdy nasze ciała rzeczywiście mogą pochodzić z tej ziemi, nasza esencja nie. Aby myśleć inaczej musielibyśmy stanąć poza wszystkimi znanymi tradycjami duchowymi i oddzielić się od mądrości wszystkich mędrców i mistrzów wszystkich er. Pomimo, że mądrzy na swój własny sposób, Rdzenni Amerykanie mają słaby związek z duchowym dziedzictwem[5].”
Wyrażając się w takich terminach, (ciało = „dzikość”), nienawiść i pogarda
Bishopa dla ciała rozświetla każdą stronę jego książki. W swoim entuzjazmie
dla prawdziwie religijnej ekonomii zapomina on, że nie można jeść „informacji”. „Prawdziwe bogactwo” nigdy nie stanie się niematerialne, dopóki
ludzkość nie osiągnie ostatecznej eteralizacji płynnej świadomości. Informację
w formie kultury można nazwać metaforycznie bogactwem, ponieważ jest
ona użyteczna i pożądana — ale nigdy nie może być ona bogactwem w dokładnie ten sam, zasadniczy sposób co ostrygi i śmietana lub pszenica i woda
są bogactwem samym w sobie. Informacja jest zawsze tylko informacją o jakiejś
rzeczy. Tak jak pieniądz, informacja nie jest rzeczą samą w sobie. Po jakimś
czasie możemy dojść do wniosku, że pieniądz jest bogactwem (jak w przepięknym rytuale taoistycznym, który odnosi się do „Wody i Pieniędzy” jako
dwóch najbardziej życiodajnych sił we wszechświecie), ale tak naprawdę jest
to tylko byle jakie myślenie abstrakcyjne. Pozwoliło ono swojemu punktowi
skupienia wałęsać się od słodkiej bułeczki do grosza, który symbolizuje ową
bułeczkę[6]. Jako tego efekt mieliśmy „ekonomię informacyjną” odkąd tylko
wynaleziono pieniądze. Ale wciąż nie nauczyliśmy się trawienia miedziaków.
Ezopiańska prostota tych truizmów zawstydza mnie, ale muszę na siłę grać
głupiego, leniwego jokielka orząc krętą bruzdę, podczas gdy wszyscy prosto
myślący naokoło mnie wydają się mieć halucynacje.
Amerykanie i reszta wzorcowych obywateli „Pierwszego Świata” wydają
się być częściowo podejrzliwa wobec retoryki „metafizycznej ekonomii”, ponieważ
nie jesteśmy już dłużej w stanie dostrzegać (czy też wyczuwać lub węszyć) wokół
siebie namacalnej obecności fizycznego świata. Nasza architektura stała się
symboliczna, zamknęliśmy się w manifestacjach myślenia abstrakcyjnego (samochody, mieszkania, biura, szkoły), pracujemy w „usługach” lub w rzeczach
związanych z informacją pomagając na swój mały sposób w rozmieszczeniu
bezcielesnych symboli bogactwa w abstrakcyjnej siatce Kapitału i spędzamy
nasz czas wypoczynku pochłonięci głównie Mediami, zamiast bezpośrednim
doświadczeniem materialnej rzeczywistości. Świat materialny stał się dla nas
symbolem katastrofy, jak w naszych zdumiewająco histerycznych reakcjach na
sztormy i huragany (dowód na to, że zawiedliśmy w „podboju Natury” całkowicie)
lub też nasz neopurytański strach przed seksualną odmiennością albo też nasze
gustowanie w mdłym i pozbawionym swojej istoty (prawie abstrakcyjnym)
jedzeniu. A dodatkowo, ekonomia tego „Pierwszego Świata” nie jest samo
wystarczalna. Zależy ona ze względu na swoją pozycję (czubek piramidy) od
szerokiej substruktury staroświeckiej, materialnej produkcji. Meksykańscy
robotnicy najemni uprawiają i paczkują dla nas całą tą „Naturalną” żywność,
tak żebyśmy mogli poświęcić swój czas na giełdę, ubezpieczenia, prawo, komputery, gry video. Chłopi na Tajwanie tworzą silikonowe chipy dla naszych
Pecetów. Imbecyle z Bliskiego Wschodu cierpią i giną za nasze grzechy. Życie?
Och, nasi słudzy robią to dla nas. Nie mamy życia, a jedynie „styl życia” —
abstrakcję życia opartą na uświęconym symbolizmie Towaru, zapośredniczoną
prze kler gwiazd, te „większe od życia” abstrakcje, które rządzą naszymi wartościami i wyznaczają marzenia — mediarchetypy lub być może lepszy byłby
termin mediarchowie. Oczywiście ta baudrillardowska dystopia nie istnieje
naprawdę — jeszcze nie[7]. To jednak zaskakujące widzieć, że wielu społecznych radykałów uznaje to za pożądany cel, przynajmniej tak długo, jak jest to nazywane
„Wojną Informacyjną” lub czymś równie inspirującym. Lewacy rozmawiają
o przejmowaniu środków informacji–produkcji od informacyjnych monopolistów[8]. Tak naprawdę, informacja jest wszędzie — nawet bomby atomowe mogą
zostać skonstruowane zgodnie z planami dostępnymi w bibliotekach publicznych.
Jak wskazuje Noam Chomsky, można zawsze dotrzeć do informacji — zakładając,
że ma się prywatny dochód i fanatyzm graniczący z szaleństwem. Uniwersytety
oraz „sztaby ekspertów” czynią patetyczne próby zmonopolizowania informacji
— oni także są zaślepieni przez pojęcie informacyjnej ekonomii — ale ich spiski
są śmiechu warte. Informacja nie zawsze może być „wolna”, ale jest jej znacznie
więcej, niż jakakolwiek osoba byłaby kiedykolwiek w stanie spożytkować. Książki
na każdy wyobrażalny temat mogą właściwie wciąż być odnalezione poprzez
wypożyczalnię międzybiblioteczną[9]. W międzyczasie ktoś wciąż musi sadzić gruszki i podkuwać buty. Lub, nawet jeśli te „gałęzie przemysłu” zostaną całkowicie zmechanizowane, ktoś wciąż będzie musiał jeść gruszki i nosić buty.
Ciało wciąż jest podstawą bogactwa. Idea Wyobrażeń jako bogactwa jest
„spektakularną deluzją”. Nawet radykalny krytyk „informacji” może wciąż dać
początek przesadnej waluacji abstrakcji i danych. W pro–sytu (acjonistycznym
— przyp. tłum) zinie z Anglii o nazwie „no”, na tylnej części okładki ostatniego
numeru została niechlujnie nabazgrana następująca wiadomość:
„Kiedy czytasz te słowa, Era Informacyjna eksploduje… wewnątrz i wokół ciebie — razem z Pociskami Dezinformacji i bombami Propagandy bezwzględnej Informacyjnej Wojny. Tradycyjnie, wojna toczyła się o terytorium i korzyści ekonomiczne. Wojny Informacyjne są toczone o zdobywanie terytoriów właściwych dla Ery Informacyjnej, np. dla samego ludzkiego umysłu… W szczególności jest to zdolność wyobraźni, która jest bezpośrednio zagrożona zagładą od szturmów multimedialnych przeciążeń… NIEBEZPIECZEŃSTWO — TWOJA WYOBRAŹNIA MOŻE NIE BYĆ TWOJĄ WŁASNĄ… Kiedy kultura się komplikuje, pogłębia ona swoje uzależnienie od obrazów, ikon i symboli jako źródeł definiowania samej siebie i komunikowania się z innymi kulturami. Kiedy akumulujący się mix kulturowych wyobrażeń krąży po kolektywnej psyche, pewne izomorficzne ikony łączą się aby stworzyć i dokonać projekcji „iluzji” rzeczywistości. Przelotne mody, style, artystyczne trendy. ZNASZ WYNIK. „Mogę wziąć ich wyobrażenia za rzeczywistość, ponieważ wierzę w rzeczywistość ich wyobrażeń (ich wyobrażenie rzeczywistości).” KTOKOLWIEK KONTROLUJE METAFORĘ, RZĄDZI UMYSŁEM. Warunki totalnej saturacji są powoli realizowane — postępujący paraliż — od trywializacji specjalnej/technicznej wiedzy do specjalizacji trywializmu. WOJNA INFORMACYJNA jest wojną, na której przegranie nie możemy sobie pozwolić. Rezultat jest niewyobrażalny[10].”
Jestem bardzo przychylny krytyce mediów wygłoszonej tu przez autora, ale czuję także, że zaproponowana demonizacja „informacji” składa się
z niczego więcej, niż tylko odbicia w lustrze informacji–jako–zbawienia.
Ponownie zostaje wywołana wizja Informacyjnego Wszechświata Baudrillarda,
ale tym razem jako Piekła, niż raczej Gnostyckich Zaświatów. Biskup Hoeller
chce, aby wszyscy się podłączyli i zostali ściągnięci — anonimowy postsytuacjonistyczny ranter chce, żebyście rozwalili swój telewizor — ale obydwoje
z nich wierzą w mistyczną moc informacji. Jeden proponuje pax technologica,
drugi deklaruje „wojnę”. Oboje tryskają rodzajem Manichejskiego punktu
widzenia na Dobro i Zło, ale nie mogą się zgodzić które jest którym. Krytyczni
teoretycy pławią się w morzu faktów. Lubimy je sobie także wyobrażać jako
naszych maqui, z samym sobą jako „ontologicznymi partyzantami” swoistej
infosfery. Od xix wieku wiecznie mutujące „nauki społeczne” wydobyły na
wierzch długi szereg informacji na temat wszystkiego od szamanizmu do
semiotyki. Każde „odkrycie” wpływa dzięki sprzężeniu zwrotnemu na „naukę
społeczną” i zmienia ją. Dryfujemy. Łowimy poetyckie fakty, dane które
zintensyfikują i zmutują nasze doświadczenie rzeczywistości. Wynajdujemy
nowe hybrydy „nauk” jako narzędzi do tego procesu tj.: etnofarmakologia,
etnohistoria, studia poznawcze, historia idei, antropologia relatywistyczna
(poetyka antropologiczna czy etno–poetyka), „dada epistemologia” itp. Postrzegamy całą tą wiedzę nie jako „dobrą” samą w sobie, ale cenną tylko dopóki
pomaga nam łapać lub konstruować własne szczęście. W tym sensie znamy
„informację jako bogactwo[11]”; niemniej jednak nie zdecydowaliśmy się na
objęcie ignorancji tylko ze względu na to, że „fakty” mogą zostać użyte jak
trujący gaz. Ignorancja nie jest nawet adekwatną obroną, jest to o wiele mniej
użyteczna broń w tej wojnie. Nie próbujemy ani fetyszyzować, ani demonizować
„informacji”. Zamiast tego próbujemy ustanowić zestaw wartości, poprzez
które informacja może być mierzona i szacowana. Naszym standardem w tym
procesie może być jedynie ciało. Zgodnie z niektórymi mistykami, duch i ciało
są „jednym”. Oczywiście duch stracił swoją ontologiczną solidność (od czasów
Nietzschego, swoją drogą), podczas gdy roszczenie ciała co do „realności”
zostało podważone przez współczesną naukę aż do punktu zniknięcia
w chmurze „czystej energii”. Tak więc dlaczego w końcu nie założyć, że duch
i ciało są jednym i że są bliźniaczymi (czy diadycznymi) aspektami tej samej,
tkwiącej u podstaw, niewyrażalnej rzeczywistości? Nie ma ducha bez ciała,
nie ma ciała bez ducha. Gnostyccy Dualiści się mylą, tak samo jak pospolici
„materialiści dialektyczni”. Ciało i duch razem tworzą życie. Jeśli jednej części
brakuje, rezultatem jest śmierć. Tworzy to bardzo prosty zestaw wartości,
zakładając że wolimy życie od śmierci. Oczywiście unikam każdej ścisłej
definicji zarówno ciała, jak i ducha. Mówię o „empirycznym”, codziennym
doświadczeniu. Doświadczamy „ducha” kiedy śnimy lub tworzymy; doświad-
czamy „ciała” kiedy jemy lub sramy (lub może vice versa); doświadczamy
obydwu naraz kiedy się kochamy. Nie proponuję tu metafizycznych kategorii.
Wciąż dryfujemy, a to są punkty odniesienia ustanowione ad hoc, nic więcej.
Nie musimy być mistykami aby zaproponować taką wersję „jednej rzeczywistości”. Musimy jedynie wskazać, że żadna inna rzeczywistość jeszcze się nie
pojawiła w obrębie kontekstu naszego znanego doświadczenia. Dla wszystkich
praktycznych celów świat jest „jeden[12]”. Jakkolwiek historycznie, „cielesna”
połowa tej jedni zawsze otrzymywała obelgi, miała złą opinię, biblijne potępienie i była ekonomicznie prześladowana przez „duchową” połowę. Samo
wyznaczeni reprezentanci ducha zawładnęli niemal wszystkimi sferami
znanej historii zostawiając ciału tylko prymitywną prahistorię niknącą w mroku
i kilka spazmów nieudanej, insurekcyjnej płodności.
Duch rządzi — w związku z tym niemal nie wiemy jak wymawiać język
ciała. Kiedy używamy słowa „informacja”, reifikujemy je, ponieważ zawsze
reifikowaliśmy abstrakcje — odkąd tylko Bóg pojawił się jako płonący krzak.
(Informacja jako katastroficzna dekorporealizacja „brutalnej” substancji).
Chcielibyśmy teraz zaproponować identyfikację jaźni z ciałem. Nie zaprzeczamy, że „ciało również jest duchem”, ale życzymy sobie przywrócić trochę
równowagi historycznemu równaniu. Postrzegamy całe ciało–jako–znienawidzone i zniesławione–przez–świat, jako nasze „zło”. Nalegamy na odrodzenie
(i mutację) „pogańskich” wartości skupiających się na relacji ciała i ducha.
Nie udaje nam się odczuwać żadnego wielkiego entuzjazmu na wieść o „informacyjnej ekonomii”, ponieważ postrzegamy ją jako jeszcze jedną maskę
dla znienawidzenia–ciała. Nie możemy nawet trochę wierzyć w „wojnę informacyjną”, odkąd jest ona również hipostazą informacji, ale przykleja jej
etykietkę „zła”. W tym sensie, „informacja” wydaje się być neutralna. Ale nie
ufamy także tej trzeciej pozycji jako ciepłym kluchom i przegranej teoretycznej
wizji. Każdy „fakt” przyjmuje odmienne znaczenia kiedy przeganiamy go
przez nasz dialektyczny pryzmat[13] i studiujemy jego zabrudzenia i cienie.
„Fakt” nigdy nie jest bierny czy „neutralny”, ale może być zarówno „dobry”,
jak i „zły” (lub poza tymi kategoriami) w swoich niezliczonych wariacjach
i kombinacjach. Jesteśmy, w końcu, artystami tego nie dającego się zmierzyć
dyskursu. Tworzymy wartości. Robimy to, ponieważ jesteśmy żywi. Informacja
jest sporym „bałaganem” kiedy materialny świat odbija ją i transformuje.
Obejmujemy ten bałagan, cały. To wszystko, to życie. Ale pośród żywego
chaosu, pewne informacje i pewne rzeczy materialne zaczynają się mieszać
w poetyce lub drodze–wiedzy albo w drodze–czynu. Możemy naszkicować
pewne „konkluzje” pro-tem, dopóki nie otynkujemy nimi ścian i nie posadzimy
ich na ołtarzu. Ani „informacja”, ani w zasadzie żaden „fakt” nie tworzy
rzeczy–samej–w–sobie. Nasz świat „informacji” implikuje ideologię lub raczej
paradygmat, zakotwiczony w nieświadomym lęku przed „ciszą”, przed materią
i przed wszechświatem. „Informacja” jest z pewnością substytutem, pozostałością fetysza dogmatyków, supersitio, duchem. „Poetyckie fakty” nie są
przyswajalne doktrynie „informacji”. Zdanie „Wiedza to wolność” jest prawdziwe tylko wtedy, kiedy wolność jest rozumiana jako psychokinetyczna
umiejętność. „Informacja” to chaos; wiedza jest spontanicznym porządkiem
tego chaosu; wolność jest surfowaniem na fali tej spontaniczności. Te wstępne
wnioski tworzą zmienny i grząski grunt naszej „teorii”. TSA[14] chce całej informacji i
całej, cielesnej przyjemności w wielkim, skomplikowanym zakłopotaniu słodkich danych i słodkich dat — faktów i uczt — mądrości i bogactwa. To jest nasza ekonomia — i nasza wojna.
[1] Indianie Yanomamo zamieszkują dżunglę Amazońską; pomimo naporu postindustrialnej cywilizacji wciąż jeszcze próbują utrzymywać ustrój plemienny.
– przyp. tłum.
[2] „Zaliczanie dotknięcia” (counting a coup) to zwyczaj, który wykształcił się wśród
Indian Prerii w Ameryce Pn. tj. Dakota, Cheyenne, Pawnee, Crow, Arikara, po
zdobyciu przez nich koni. Polegał on na dotknięciu wroga dłonią w szybkim galopie,
co było w „kodeksie wojennym” tych plemion cenione o wiele wyżej, niż zabicie
wroga. — przyp. tłum.
[3] Nauki nowego „życia” oferują tu trochę dialektycznej opozycji lub mogłyby to zrobić
gdyby zadziałały, jak również poprzez pewne paradygmaty. Teoria chaosu wydaje
się traktować materialny świat w pozytywny sposób, tak jak czyni to teoria Gai,
teoria pól morfogenetycznych i wiele innych „miękkich” i „neo–hermetycznych”
dyscyplin. Gdzie indziej próbowałem włączyć te filozoficzne implikacje w „świąteczną” syntezę. Punktem wyjścia nie jest odrzucenie wszelkiej myśli o materialnym
świecie, ale uświadomienie sobie, że cała nauka posiada filozoficzne i polityczne
implikacje i że jako taka jest sposobem myślenia, a nie dogmatyczną strukturą
niepodważalnej Prawdy. Oczywiście kwantowość, względność i teoria informacji
są wszystkie „prawdziwe” w pewien sposób i można je pozytywnie zinterpretować.
Zrobiłem to już w kilku esejach. Teraz chcę odkryć negatywne aspekty.
[4] Freedom: Alchemy for a Voluntary Society, Stephan A. Hoeller (Wheaton, IL: Quest,
1992), 229–230
[5] Ibid., p. 164
[6] Jak psy Pawłowa śliniące się na dźwięk obiadowego dzwonka, zamiast samego
obiadu — doskonała ilustracja tego co rozumiem przez „abstrakcję”.
[7] Mimo iż niektórzy mogą powiedzieć, że już „wirtualnie” istnieje. Właśnie słyszałem
od znajomego z Kalifornii o nowym schemacie na „uniwersalne więzienie” — przestępcom pozwoli się żyć w domu i chodzić do pracy, ale będą oni elektronicznie monitorowani przez cały czas, jak Winston Smith w „1984”. Uniwersalny panopticon
jest teraz potencjalnie zbieżny w indywidualny sposób z całą rzeczywistością; życie
i praca znajdą swoje miejsce poza przestarzałym, fizycznym więziennictwem —
Więzienna Społeczność zleje się w całość wraz z „elektroniczną demokracją” aby
uformować Państwo Inwigilacyjne lub informacyjną totalność, z całą czasoprzestrzenią mieszczącą się pod nigdy nie zasypiającym spojrzeniem RoboCopa. Na
poziomie czystej technologii, przynajmniej, będzie się wydawać, że nareszcie
chociaż dotarliśmy do „przyszłości”. „Szczerzy obywatele” oczywiście nie będą się
mieli czego obawiać; stąd terror będzie rządził bez wyzwań i Porządek zatriumfuje
jak Uniwersalny Lód. Naszą jedyną nadzieją może pozostać „chaotyczna perturbacja”
masowo–połączonych komputerów i w mściwej głupocie znudzenia tych, którzy
programują i monitorują system.
[8] Z przyjemnością na zawsze zapamiętam bycie określonym przez bułgarskiego
delegata, na konferencji na której byłem, jako „współpracownik w filozofii”. Być
może kapitalistyczną wersja byłby zwrot „przedsiębiorca w filozofii”, jakby kupował
on idee jak jabłka na przydrożnych stoiskach.
[9] Oczywiście informacja może czasem być „okultystyczna”, jak w Teorii Spiskowej.
Informacja może być „dezinformacją”. Szpiedzy i propagandyści wymyślają rodzaj
cienia „informacyjnej ekonomii”, aby być pewnym. Hakerzy, którzy wierzą w „wolność
informacji” mają moją sympatię, szczególnie odkąd zostali namierzeni jako najświeższy wrogowie Społeczeństwa Spektaklu i poddani jego spazmom kontroli-poprzez–terror. Ale hakerzy muszą jeszcze „wyzwolić” pojedynczy bit informacji użytecznej w naszej walce. Ich impotencja i fascynacja Wyobraźnią robi z nich idealne ofiary „Państwa Informacyjnego”, które samo bazuje na czystej symulacji. Nie trzeba kraść danych z post-militarno–industrialnego kompleksu by wiedzieć, ogólnie, po co są. Rozumiemy wystarczająco aby sformułować krytykę. Więcej informacji samych w sobie nigdy nie zajmie miejsca działań, w których wykonaniu zawiedliśmy; dane same w sobie nigdy nie osiągną masy krytycznej. Pomimo mojego kochanego długu wobec myślicieli takich jak Robert Anton Wilson i Timothy Leary, nie mogę się zgodzić z ich optymistycznymi analizami kognitywnej funkcji technologii informacyjnej. To nie sam neutralny system osiągnie autonomię, ale całe ciało.
[10] Issue #6, Nothing is True, Box 175, Liverpool L69 8dx, uk.
[11] W rzeczy samej, cały projekt „poetyckiego terroryzmu” został zaproponowany jedynie
jako strategia w tej wojnie.
[12] Fraza „Świat jest jeden” może być i jest używana aby usprawiedliwić totalność,
metafizyczne zamawianie „rzeczywistości” poprzez „centrum” lub „szczyt”: jeden
Bóg, jeden Król itd., itp. To jest monizm ortodoksji, który w naturalny sposób jest
opozycją wobec Dualizmu i jego kolejnego źródła mocy („zła”) — ortodoksja także
zakłada, że Jeden okupuje wyższą ontologiczną pozycję, niż Wiele, że transcendencja
poprzedza immanencję. To co nazywam radykalnym (lub heretyckim) monizmem
żąda jedności jednego i Wielu na poziomie immanencji; stąd jest widziany przez
Ortodoksję jako wywracający–górę–na–dół lub saturnalia, które proponują żeby
każdy „jeden” był równy „boskiemu”. Radykalny monizm jest „po stronie” Wielu
— co wyjaśnia dlaczego wydaje się on leżeć w sercu pogańskiego politeizmu
i szamanizmu, tak samo jako ekstremalne formy monoteizmu takie jak Izmailizm
czy Ranteryzm oparte na naukach „wewnętrznego światła”. Dlatego też zdanie:
„Wszystko jest jednym” może powiedzieć każdy monista czy anty–dualista i mieć
na myśli wiele różnych rzeczy.
[13] Propozycja: nowa teoria taoistycznej dialektyki. Myśl o dysku yin/yang z czarną
kropką w białym rombie i na odwrót — oddzielonym nie przez linię prostą, ale linię
w kształcie S. Amiri Baraka mówi, że dialektyka jest po prostu „oddzielaniem dobra
od zła” — ale taoista jest poza dobrem i złem. Dialektyka jest elastyczna, ale dialektyka taoistyczna jest jawnie się wijąca. Na przykład, używając taoistycznej dialektyki, możemy ponownie ocenić Gnozę. To prawda, że prezentuje ona negatywny
punkt widzenia ciała i stawania się. Ale jest także prawdą, że grała ona rolę wiecznego
rebelianta przeciwko wszelkiej ortodoksji, a to sprawia że jest ona interesująca.
W swoich libertyńskich i rewolucyjnych manifestacjach Gnoza posiada wiele sekretów, z których niektóre są warte poznania. Formy organizacyjne Gnozy — kult
lunatyzmu, tajne stowarzyszenie — wydają się być płodne możliwościami dla
projektu tsa/Natychmiastowości. Oczywiście, jak wytknąłem gdzieś indziej, nie
cała gnoza jest Dualistyczna. Istnieje także monistyczna tradycja gnostycka, która
czasem pożycza wiele od Dualizmu i jest często przez niego pogmatwana. Gnoza
monistyczna jest anty–eschatologiczna, używając religijnego języka aby opisać
świat; ani Niebo, ani Gnostycka Pleroma. Szamanizm, pewne „szalone” formy
Taoizmu, Tantry czy Zen, heterodoksyjny sufizm i Izmailizm, Chrześcijańscy
antynomiści tacy jak Ranterzy itp. — dzielą przekonanie o świętości „wewnętrznego
ducha” i w końcu rzeczywistości, „świata”. To są nasi „duchowi przodkowie”.
[14] „Tymczasowa Strefa Autonomiczna” jest podstawą wczesnej teorii Beya na temat
wyzwolenia człowieka zarówno z sideł niewoli zewnętrznej, jak i wewnętrznej. Jak
tworzyć TSA dowiecie się z książki t.a.z. — Poetic Terrorism, Ontological Anarchy,
Temporary Autonomous Zone, Autonomedia Publishing, New York 1989; wyd.
polskie (zawierające tylko ostatnią część książki): Hakim Bey, Tymczasowa Strefa
Autonomiczna, Wyd. Frisch vom Fass, Kraków 2001 — przyp. tłum.