#source [[https://chomikuj.pl/lewa_noga/Biblioteka/Anarchizm/Bakunin%2BM/Bakunin%2BM.%2B-%2BZebrane%2C375423840.pdf][chomikuj.pl]]
#title Historia mego życia. Część pierwsza.
#author Michaił Bakunin
#SORTtopics bakunin, biografie, klasycy, wspomnienia
#date 1896, napisany prawdopodobnie przed 1872
#lang pl
#pubdate 2021-06-05T16:27:56
**Nota redakcyjna**
Fragment pamiętników Bakunina, napisany według ustaleń J. Stiekłowa nie później niż w
1871 r. Bakunin wielokrotnie przystępował do spisania historii swego burzliwego życia.
Bezpośrednio po ucieczce z zesłania pisał do rodziny (3 lutego 1862 r.):
"Niemcy i. Francuzi proponują mi, bym napisał wspomnienia, i Hercen mówi, że mogę za nie
złapać 20 do 30 tysięcy franków. Jakbym się nie brzydził pisaniem o sobie, zrobię to chyba".
Zamierzenia tego jednak Bakunin nie zrealizował. Wracał do tej myśli wiele razy również i w
późniejszym okresie. W 1874 r., w czasie pobytu w Lugano, zawiadamia wielu swoich
przyjaciół, iż przystąpił do pisania pamiętników. Pisał w tym czasie istotnie dużo. Ale - jak
podaje M. Nettlau - nie troszczył się wcale o swe rękopisy, którymi bawiły się dzieci. A. W.
Bauler, która napisała wspomnienia o ostatnim okresie życia Bakunina (Byłoje, 1907, lipiec),
opowiada:
"Michał Aleksandrowicz zamierzał dyktować mi swe wspomnienia, lub
słuszniej - zamierzał polecić mi, bym je opracowała. Postanowione było, że
będzie mi systematycznie opowiadać swe życie, a ja będę u siebie w domu
opracowywać jego opowiadania i następnie czytać mu napisane. Ale do pracy
nie przystąpiliśmy. Jak prawdziwi Rosjanie - przygotowywaliśmy się jedynie
oboje".
Publikowany przez nas fragment pochodzi prawdopodobnie z nie dokończonego listu
Bakunina do - jak twierdzi J. Stiekłow - francuskiego anarchisty Alberta Richarda. Po raz
pierwszy fragment ten był opublikowany przez M. Nettlau w anarchistycznym czasopiśmie "La
Societe Nouvelle", Paris-Bruxelles, wrzesień 1896 r. Tekst polski publikuje się według: M. A.
Bakunin, Sobranije soczinienij i pisiem pod red. J. Stiekłowa, t. I, Moskwa 1934.
Tekst za Michał Bakunin "Pisma Wybrane" t. 1, s. 65 - 82. Przełożył Bolesław Wścieklica.
Publikacja w wersji elektronicznej: Anarchistyczne Archiwa 2006.
-----
Dzieje mego życia zacznę od wyciągu z urzędowego aktu urodzenia.
Urodziłem się 30/18 maja r. 1815[1] w majątku mego ojca w nowotorżeckim powiecie
guberni twerskiej, między Moskwą a Petersburgiem. Ojciec mój pochodził ze starodawnego
rodu szlacheckiego. Wobec tego, że wuj jego, noszący to samo nazwisko był ministrem spraw
zagranicznych za czasów cesarzowej Katarzyny II, ojciec mój, jako dziecko ośmio- lub
dziewięcioletnie, wysłany został w charakterze attache poselstwa rosyjskiego do Florencji,
gdzie jeden z jego krewnych, który był tam ministrem pełnomocnym, wziął go na
wychowanie. Wrócił do Rosji dopiero mając lat około 35. Tak więc ojciec mój wychowywał
się i spędził całą swą młodość za granicą. Był to człowiek wybitnego umysłu, bardzo
wykształcony, nawet uczony, bardzo liberalny i wielki filantrop. Był deistą, a nie ateistą, ale
był wolnomyślny i pozostawał w stosunkach ze wszystkimi znakomitościami ówczesnej
europejskiej nauki i filozofii. Tym sposobem stanowił całkowity kontrast w stosunku do nastrojów panujących w ówczesnej Rosji, gdzie tylko mała sekta "wolnych mularzy"
(frankmasonów), ulegająca mniej lub bardziej surowym prześladowaniom, ochraniała i
zaledwie podtrzymywała w ukryciu święty ogień umiłowania ludzkości.
Życie na dworze petersburskim wydało się ojcu czymś tak wstrętnym, że dobrowolnie
przekreślił swą karierę i na zawsze zagrzebał się na wsi, skąd nigdy nie wyjeżdżał. Był jednak
tak znany wśród ludzi oświeconych przebywających podówczas w Rosji, że jego dom wiejski
zawsze był pełen gości. Od roku 1817 do 1825 był członkiem tajnego "Stowarzyszenia
Północnego", tego samego, które w grudniu roku 1825 podjęło nieszczęśliwą próbę zbrojnego
powstania w Petersburgu. Kilkakrotnie proponowano mu stanowisko przewodniczącego. Był
jednak wielkim sceptykiem, a z biegiem czasu przyzwyczaił się do zbyt dużej ostrożności,
aby przyjąć tę propozycję. To właśnie ocaliło go od tragicznego, ale sławnego losu wielu jego
przyjaciół i krewnych, wśród których jedni zostali powieszeni w Petersburgu w roku 1825
[Oczywisty błąd: powinno być "w roku 1826". - Red. oryginału.], a inni skazani zostali na
ciężkie roboty i zesłani na Syberię, na osiedlenie.
Ojciec mój był dość bogaty. Był, jak wówczas się wyrażano, właścicielem 1 000 dusz
męskich, bowiem kobiet za czasów poddaństwa nie brano pod uwagę, podobnie jak nie bierze
się ich w rachubę i teraz, po wyzwoleniu. Był więc posiadaczem w przybliżeniu 2 000
niewolników płci męskiej i żeńskiej; miał prawo ich sprzedać i [słowo nieczytelne] mógł
zesłać ich na Syberię, oddać na służbę w wojsku jako rekrutów, a przede wszystkim mógł ich
nielitościwie wyzyskiwać, czyli po prostu grabić i żyć kosztem ich przymusowej pracy.
Wspomniałem już, że ojciec mój wrócił do Rosji pełen liberalnych uczuć. Jego umiłowanie
wolności nie mogło się pogodzić z tą straszliwą, ohydną sytuacją właściciela niewolników.
Podjął nawet kilka źle obliczonych, dlatego też nieudanych prób uwolnienia swych
poddanych. Później przyzwyczajenie oraz korzyści przeobraziły go powoli w takiego samego
jak i sąsiedzi właściciela ziemskiego, spokojnego i pogodzonego z niewolnictwem mnóstwa
istot ludzkich, których praca zapewniała mu środki utrzymania.
Jedną z głównych przyczyn tej przemiany, jaka dokonała się w ojcu, było małżeństwo. Miał
lat 40, kiedy namiętnie zakochał się w młodej, osiemnastoletniej dziewczynie, takiej samej
szlachciance jak i on, ładnej, ale biednej. Ożenił się z nią. Aby we własnych oczach
usprawiedliwić ten egoistyczny postępek, starał się później przez całe życie zniżyć do jej
poziomu, zamiast ją podnieść do swego. Matka moja nazywała się z domu Murawjow i była
kuzynką Murawjowa -Wieszatiela, jak również kuzynką Murawjowa powieszonego[2]. Była
to kobieta próżna, egoistyczna i żadne z jej dzieci nie kochało jej. Ale ojca ubóstwialiśmy. W
ciągu całego naszego dzieciństwa był niezmiennie wyrozumiały i dobry dla nas.
Było nas jedenaścioro dzieci[3]. Jeszcze dotąd pozostało przy życiu pięciu braci i dwie
siostry. Wychowywaliśmy się pod okiem ojca, raczej w duchu zachodnioeuropejskim niż
rosyjskim. Żyliśmy, że tak powiem, poza rzeczywistością rosyjską, w świecie pełnym uczucia
i wyobraźni, pozbawionym wszelkiej realności. Z początku nasze wychowanie było bardzo
liberalne. Ale po fatalnym zakończeniu spisku dekabrystów (1825) ojciec mój, nastraszony
tym pogromem liberalizmu, zmienił system wychowawczy. Odtąd [wyraz nieczytelny, być
może "postanowił"] zrobić z nas wiernych poddanych cara. W tym celu w wieku lat 14
zostałem wysłany do Petersburga, do szkoły oficerów artylerii.
Przebywałem tam przez trzy lata, i w roku 1832, w wieku lat 17 i kilku miesięcy, otrzymałem
nominację na oficera.
Powiem słów kilka o moim rozwoju umysłowym i moralnym w ciągu tego czasu.
Opuszczając dom rodzinny, dość dobrze mówiłem po francusku - w jedynym języku, którego
kazano mi się uczyć gramatycznie, znałem słabo niemiecki i od biedy rozumiałem po
angielsku. O łacinie i grece mowy nie było; o gramatyce rosyjskiej nie miałem pojęcia. Ojciec
uczył nas historii starożytnej według Bossueta. Mnie kazał poczytać trochę Tytusa Liwiusza i
Plutarcha, tego ostatniego w przekładzie Amiaux. Ponadto miałem jako takie, i to bardzo
mgliste i słabe, pojęcie o geografii, a dzięki jednemu z wujaszków, dymisjonowanemu
oficerowi sztabu generalnego, nieźle nauczyłem się arytmetyki, algebry do równań
pierwszego stopnia włącznie i planimetrii. Taki to był cały bagaż naukowy, jaki wywiozłem z
domu ojcowskiego w 15 roku życia. Co się tyczy wychowania religijnego, to spowiednik
naszej rodziny, wspaniały człowiek, którego bardzo lubiłem za to, że przynosił mi pierniki,
dał nam kilka lekcji katechizmu, które nie wywarły absolutnie żadnego wpływu, ani
pozytywnego, ani negatywnego, ani na moje serce, ani na umysł. Byłem raczej sceptykiem
niż wierzącym, lub ściśle biorąc, byłem indyferentystą.
Rzecz jasna, że moje pojęcia o moralności, o prawie, o obowiązku były także mgliste.
Nieobce były mi uczucia, ale nie miałem ustalonych zasad. Instynktownie, to jest z
przyzwyczajenia nabytego w środowisku, gdzie upłynęło moje dzieciństwo, lubiłem ludzi
dobrych i kochałem dobro, a nienawidziłem zła, nie umiałem sobie jednak wyjaśnić istoty
tego zła czy dobra. Gniewało mnie i oburzało każde okrucieństwo, wszelka
niesprawiedliwość. Myślę nawet, że gniew i oburzenie były pierwszymi uczuciami, jakie
silniej niż cokolwiek innego we mnie się rozwinęły. Moje wychowanie moralne wypaczone
zostało od początku przez to, że cały mój materialny dobrobyt, cała umysłowa i moralna
pomyślność opierały się na krzyczącej niesprawiedliwości, na absolutnym zaprzeczeniu
moralności, na pracy chłopów, których kosztem prowadziliśmy życie próżniacze. Ojciec mój
głęboko uświadamiał sobie całą głębię tej niemoralności, ale jako człowiek praktyczny, nigdy
nam o tym nie mówił i my bardzo długo, zbyt długo nie podejrzewaliśmy tego.
Wreszcie, miałem też upodobanie do przygód. Ojciec bardzo dużo podróżował i dużo
opowiadał nam o swoich podróżach. Do najmilszej naszej lektury należały opisy podróży i
książki te zawsze czytaliśmy razem z nim. Ojciec mój był bardzo wykształconym
przyrodnikiem. Ubóstwiał przyrodę i wpoił w nas tę miłość, to płomienne zainteresowanie
wszelkimi zjawiskami przyrodniczymi, nie dał nam jednak o nich najmniejszego pojęcia
naukowego. Podróżować, oglądać nowe kraje, stało się najświętszym marzeniem naszym,
wszystkich dzieci. Marzenie to, nieodstępne, uporczywe, rozwinęło moją wyobraźnię. W
chwilach wytchnienia wymyślałem najprzeróżniejsze historie, w których zawsze
wyobrażałem, sobie siebie jako uciekającego z domu ojcowskiego za dziesiątą górę i dziesiątą
rzekę, w poszukiwaniu przygód. Jednocześnie gorąco kochałem swych braci i siostry,
zwłaszcza siostry, i czciłem ojca jak świętość.
Taki byłem, gdy wstępowałem jako kadet do szkoły oficerów artylerii. Było to moje pierwsze
zetknięcie się z rosyjską rzeczywistością...
Ach, Miły Mój, żaden człowiek, który urodził się w jednym z krajów Europy zachodniej,
nawet Francuz, który wychowanie polityczne otrzymał za panowania Napoleona III, ani
Prusak, który swoją szkołę wolnego obywatela przeszedł pod kierunkiem Bismarcka, ani
Włoch, poddany jarzmu austriackiemu, ani Hiszpan, poddany Burbonów, Izabelli i Narvaeza,
nie byliby w stanie wyobrazić sobie, czym była rosyjska rzeczywistość za panowania cesarza
Mikołaja I!
Żeby Ci dać choć słabe tylko pojęcie o tym, przypomnieć muszę, że wstąpienie na tron
Mikołaja [I] zaznaczyło się zgnieceniem buntu wojskowego, od dawna przygotowywanego
przez rozległy spisek szlachecki. Nazywaliśmy go "spiskiem dekabrystów" nie dlatego, że
zaczął się w grudniu, ale dlatego, że w grudniu [1825] zakończył się zupełną klęską.
Nazywam go szlacheckim nie ze względu na jego program, który, na odwrót, miał charakter
na wskroś demokratyczny, pod wielu względami nawet socjalistyczny, ale dlatego, że prawie
wszyscy uczestnicy spisku byli młodymi ludźmi spośród szlachty i stanowili, że tak się
wyrażę, kwiat wykształconej młodzieży owego czasu. Były generał-gubernator Moskwy,
hrabia Rostopczyn, ten sam, który spalił tę starożytną stolicę w roku 1812, żeby zmusić do
cofnięcia się od jej bram Napoleona i jego wielką armię, człowiek bardzo mądry i
jednocześnie skrajny reakcjonista, wypowiedział z racji tego spisku charakterystyczną i trafną
uwagę: "Znane są w dziejach rewolucje szlacheckie, organizowane w celu obalenia władzy;
znane są powstania demokracji, zwrócone przeciwko przywilejom arystokracji. Ale tylko w
Rosji znaleźć można uprzywilejowanych i szlachciców organizujących rewolucje, które nie
mają innego celu poza zniesieniem ich własnych przywilejów".
Taki w istocie rzeczy był cel dekabrystów. Istniały dwa stowarzyszenia: Północne i
Południowe. Pierwsze, obejmujące Petersburg i Moskwę, składało się po większej części z
oficerów gwardii i było o wiele bardziej arystokratyczne i bardziej polityczne, polityczne w
tym znaczeniu, że uznawało konieczność istnienia silnego państwa, niż drugie. W skład jego
wchodzili Murawjowowie, kuzynowie mojej matki, a w ich liczbie i Murawjow-Wieszatiel.
Członkowie Stowarzyszenia Północnego także dążyli do uwolnienia chłopów od poddaństwa,
ale równocześnie byli zwolennikami wielkiego mocarstwa, niepodzielnego i silnego,
rządzonego za pomocą liberalnej konstytucji, rzecz jasna, mocarstwa szlacheckiego - siłą
faktu, a nie z mocy prawa, podobnie jak dzisiejsza szwajcarska republika demokratyczna,
która jest republiką burżuazyjną nie z mocy prawa, ale siłą faktu. W trosce o wielkość
imperium Stowarzyszenie Północne wypowiadało się przeciwko niepodległości Polski.
Stowarzyszenie Południowe, obejmujące całe południe wraz z Kijowem jako głównym swym
ośrodkiem, było bardziej rewolucyjne i całkowicie demokratyczne. Fakt ten tłumaczy się nie
tyle szczególnymi właściwościami charakteru południowców, bo Stowarzyszenie Południowe
także składało się głównie z oficerów armii, przeważnie urodzonych na Wielkorusi, ile tym,
że oficerowie ci byli właśnie oficerami armii, a nie gwardii, i że na czele ich stały tak
nieprzeciętne jednostki, jak pułkownik Murawjow-Apostoł, Bestużew-Riumin i człowiek tak
genialny, jak pułkownik sztabu generalnego, Pestel.
Pestel był federalistą i socjalistą w tym znaczeniu, że nie ograniczał się do żądania uwolnienia
chłopów od poddaństwa i udzielenia im wolności osobistej, ale żądał też nadania im ziemi.
Poza tym pragnął przekształcić państwo w federację prowincji, w republikę federacyjną, na
podobieństwo Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Członkowie Stowarzyszenia
Południowego nie tylko nie odmawiali Polsce prawa do niepodległości, ale szukali zbliżenia z
rewolucjonistami polskimi, przez co ściągnęli na siebie niezadowolenie, a nawet gniew ze
strony Stowarzyszenia Północnego. Niejednokrotnie Pestel, Murawjow-Apostoł, Bestużew-
Riumin prowadzili na ten temat rokowania z delegatami polskimi, których nazwisk nie
pamiętam, oprócz jednego - księcia Jabłonowskiego. [Byli to: Seweryn Krzyżanowski i książę
Antoni Jabłonowski. - Red. oryginału.]
Oto co mówi w swej historii rewolucji polskiej o tych spotkaniach delegatów polskich i
rosyjskich pewien współczesny pisarz polski, wysoce szanowany przez wszystkie partie, a w szczególności przez partię demokratyczną, równocześnie historyk i uczestnik powstania roku
1830, jak również poprzedzających je spisków.
"Stwierdzono, że podczas tego spotkania delegaci rosyjscy wykazali
gruntowną znajomość sprawy i bezwzględną rzetelność, podczas gdy polscy
delegaci wykazali tylko lekkomyślność i gadulstwo..."
"Fakt niesłychany, ale wart uwiecznienia w kronikach narodów słowiańskich:
wówczas gdy rewolucjoniści polscy pochłonięci byli wyłącznie myślą o
odbudowie królestwa polskiego, rewolucjoniści rosyjscy - wręcz przeciwnie -
dążyli właśnie do zniszczenia swego państwa"[4].
Pestel, Murawjow-Apostoł i Bestużew-Riumin byli ludźmi nie tylko wielkiego rozumu, ale
też i wielkiego charakteru. Powieszeni wszyscy trzej w Petersburgu, w roku 1826, umarli jak
bohaterowie, prosto, bez frazesów. Wraz z nimi straceni zostali najwybitniejszy członek
Stowarzyszenia Północnego, poeta Rylejew, i Polak Kachowski. Na kilka dni przed egzekucją
odwiedził Pestla w więzieniu jego ojciec, generał-gubernator Syberii, niegodziwiec bez serca,
złodziej i morderca, słowem, co się nazywa wierny sługa cara. Przyszedł, żeby obsypać
obelgami swego syna, ale ten nie zaszczycił go nawet odpowiedzią. Raz tylko, gdy ten
"wzorowy" ojciec zadał synowi pytanie: "Powiedz, proszę, co byś zrobił, gdyby udało się
wam zniszczyć państwo?" - Pestel odpowiedział mu: "Uwolnilibyśmy Rosję od takich
potworów jak pan".
Wobec tego, że karę śmierci przez powieszenie rzadko stosowano w Rosji, kaci, którzy
wieszali naszych drogich męczenników, tych prekursorów naszej sprawy, okazali się w
najwyższym stopniu nieudolni. Źle zarzucona pętla ześliznęła się z Pestla, przy czym skazany
upadł i strasznie się potłukł. I oto jedyne słowa, które wyrzekł, podczas gdy kat
przygotowywał mu nowy sznur: "W Rosji nawet powiesić nie umieją!"
Z pewnością spytasz, jak mogli podobni ludzie urodzić się i wyrosnąć w Rosji, w środowisku
szlacheckim, które nie znało innych tradycji poza tradycją najohydniejszego płaszczenia się
przed carem i najbardziej barbarzyńskiego despotyzmu w stosunku do chłopów, swoich
niewolników; w środowisku, które wszystkimi swymi zainteresowaniami, całą istotą
przeciwstawiało się wolności i humanizmowi. Gdyby w środowisku tym znalazło się kilka
wyjątków, nie byłoby w tym nic dziwnego, ale żeby kilkuset ludzi, którzy urodzili się i żyli w
uprzywilejowanych warunkach i zajmowali mniej lub więcej świetne i intratne stanowiska,
poświęciło swe życie i poszło na śmierć, by zniszczyć przywileje i wyzwolić swych
niewolników - tego nie widziano nigdy w żadnym kraju, a to naprawdę miało miejsce w
Rosji. Jak wytłumaczyć to dziwne zjawisko? Ja tłumaczę je sobie barbarzyńską dziewiczością
ich natury. Nie byli jeszcze zepsuci długotrwałym wpływem burżuazyjnej cywilizacji
Zachodu; nie mieli czasu przesycić się nią, bo nigdy nie mieli [dwa wyrazy nieczytelne].
Żyjąc w środowisku barbarzyńskim, otoczeni barbarzyńcami, wchłaniali w siebie tę
cywilizację z jej najbardziej wzniosłymi, najwspanialszymi właściwościami, zasłaniającymi
przed nimi marne i pospolite jej powszednie cechy, tak dobrze znane narodom
zachodnioeuropejskim. Cywilizacja ta ukazała się im jako nowe objawienie, religia ludzkości.
Rozpłomieniła ich i zrobiła z nich męczenników i bohaterów. Początek spisku dekabrystów
sięga roku 1816, tj. okresu powrotu naszej armii po upadku Napoleona. Podczas pochodu
przez Niemcy i Francję młodzi oficerowie rosyjscy zadzierzgnęli żywe stosunki z
niemieckimi studentami, członkami "Jugendbundu", [Pomyłka. Powinno być:
"Tugendbundu". - Red. oryginału.] i z przedstawicielami francuskiego liberalizmu, a nawet ze starymi republikanami. Idee ich przywieźli stamtąd do Rosji. Przeniesione na grunt
dziewiczy, rozkwitły one wspanialej niż w miejscu swych narodzin. Z analogicznych
przyczyn w Hiszpanii Stowarzyszenie Międzynarodowe [Międzynarodowe Stowarzyszenie
Robotników. - Red. oryginału] - jestem o tym przekonany - przybiera bardziej energiczny i
imponujący charakter niż gdziekolwiek w Europie.
Dziesięciolecie 1815-1825 było okresem rzeczywistych narodzin i rozkwitu życia
politycznego i społecznego oraz idei humanitarnych wśród szlachty rosyjskiej. Do tego czasu
szlachta rosyjska, ta kasta dziedzicznych urzędników, dobrowolnych parobków cara i
okrutnych właścicieli niewolników pracujących na ich ziemiach, od samego początku swego
historycznego żywota wiodła życie prymitywnych bydląt, pozbawionych jakichkolwiek idei,
pogrążonych w otchłani ciemnych przesądów i w podwójnej hańbie poniżającego serwilizmu
i okrutnego despotyzmu. Do owego czasu szlachta rosyjska ani razu nie powstała przeciwko
carom i pod tym względem uderzający był kontrast między rozwojem życia politycznego w
Rosji i w Polsce.
Podstawa dziejów polskich i rosyjskich jest jedna - stanowi ją niewola chłopów. Polacy mogą
zaprzeczać, ile chcą, ale dobrze wiadomo, że ich chłopi byli takimi samymi niewolnikami jak
i nasi, i można powiedzieć, nie grzesząc przeciwko prawdzie i sprawiedliwości, że szlachta
polska odnosiła się do uciemiężonej masy chłopskiej, do tych nieszczęsnych "chłopów"
(chamów) z większą jeszcze pychą niż rosyjska. Ogromna i istotna różnica między
obydwoma krajami polega jedynie na tym, że w Polsce niewola chłopów stała się podstawą
szlacheckiej niezależności, wolności, anarchii, podczas gdy w Rosji, w państwie
moskiewskim, niewola chłopów stała się fundamentem niewoli szlachty i potęgi cara i
państwa. W Polsce królowie byli zawsze okiełznani, i przy tym okiełznani, że się tak wyrażę,
dzięki kolektywnej potędze szlachty; za przykładem zachodnich monarchów szereg razy
usiłowali związać się z chłopstwem, ale zawsze bezskutecznie. Natomiast w Rosji od czasu
założenia państwa moskiewskiego aż do roku 1815 wszystkie instytucje polityczne opierały
się na najściślejszej jedności interesów obszarniczej szlachty z interesami cara. Rosyjscy
bojarzy byli dobrowolnymi niewolnikami, gorliwymi i bezwzględnie oddanymi, obdzierali
oni lud na rzecz cara pod tym warunkiem, że car uznawał i szanował ich nieograniczoną
władzę nad poddanymi im chłopami.
Wynikają stąd dwie konsekwencje, dwa naturalne kontrasty.
Po pierwsze, szlachta polska już dawno mniej lub więcej oswoiła się z cywilizacją Europy
zachodniej, z którą zresztą związana była przez katolicyzm rzymski.
Wolność jest jak powietrze: wszędzie tchnie życie. Jednostronna nawet i oparta na
niesprawiedliwości, przynosi owoce. Szlachta polska, pełna dumy, przeniknięta duchem
rycerskim, zazdrośnie strzegła swej wolności. Patriotyzm i cnoty obywatelskie kwitły
szczególnie wśród średniej i drobnej szlachty liczącej ok. 2-3 milionów ludzi, których
historyk polski Lelewel[5] nazywa demokracją szlachecką, przeciwstawiając ją tym
sposobem szlacheckiej oligarchii najbogatszych i najpotężniejszych właścicieli ziemskich. W
Polsce wcześnie rozwinęła się własna oryginalna literatura i wytworzyły się obyczaje
kulturalne o domieszce azjatyckiego rozpasania i dzikości; rosyjska szlachta natomiast była -
wprost przeciwnie - taka, jakimi bywają niewolnicy - głupia, ciemna, nieokrzesana,
złodziejska i niewolniczo pokorna.
Drugi kontrast polega na tym, że w Polsce całe życie, wszystkie ruchy polityczne, walka o
niepodległość i wolność - były dziełem stanu szlacheckiego. Od roku 1042, tj. od ostatniej
rewolucji polskich chłopów przeciwko swym właścicielom ziemskim i przeciwko
chrześcijaństwu, narzuconemu im jako religia panów, lud polski - zakuty w jarzmo przez
arystokrację i wewnętrznie zdemoralizowany dziedziczną trucizną katolickiego wychowania
oraz kultu - nigdy się więcej nie buntował. W Rosji - wręcz przeciwnie. Szlachta była
dobrowolnym i interesownym niewolnikiem, a chłopi zawsze się buntowali i w dalszym ciągu
się buntują. Jasne jest więc, że przyszłość narodu rosyjskiego leży w chłopach - jest to prawda
niewzruszona, którą dostatecznie chyba rozwinąłem w swym przemówieniu o Polsce w
Bernie. Przekazałem Ci kilka egzemplarzy tego przemówienia.
Cywilizacja Zachodu, faktycznie wprowadzona w Rosji za pomocą despotycznych reform
Piotra Wielkiego - despotycznych i chamskich podobnie jak i samo środowisko, które miały
one za zadanie przeobrazić - cywilizacja ta wprowadzona przez cara-reformatora nie w imię
miłości bliźniego, ale wyłącznie w celu lepszego urządzenia i wzmocnienia państwa, przez
długi czas pozostawała czymś całkowicie obcym i, że się tak wyrażę, martwym. Na próżno
car zmuszał bojarów do golenia bród, palenia tytoniu i wprowadzania w świat swych żon i
córek. Gwałtem odbierał on rodzinom młodych ludzi i posyłał ich na naukę za granicę. Ale
wszystko to zewnętrznie tylko odmieniło życie towarzyskie szlachty w Rosji, pozostawiając
w stanie nietkniętym barbarzyńskie obyczaje wewnętrznego życia rodziny. Szlachta,
pozostająca w najbliższej styczności z dworem, koniec końców nauczyła się obcych języków
i mówiła, zwłaszcza po francusku, tak jak mówiono w Wersalu, tj. jak papugi, naśladowała
toaletami i manierami, żargonem i obyczajami arystokrację europejską, pozostając po
dawnemu uniżonymi lokajami, niewolnikami, katami, barbarzyńcami, tysiąc razy bardziej
wstrętnymi w tym błazeńskim przebraniu zachodnim. Cywilizacja ta jednak, jakkolwiek
wprowadzona została wyłącznie w imię potęgi politycznej, w ostatecznym wyniku dała Rosji
coś jeszcze poza formami - dała jej mianowicie wielką literaturę, humanitarną filozofię wieku
XVIII. Pod wpływem zmysłowości i kokieterii politycznej, które stanowiły główne cechy jej
charakteru, cesarzowa Katarzyna II, przyjaciółka Diderota i Woltera, usilnie zabiegająca o
opinię człowieka wolnomyślnego, gorliwej zwolenniczki cywilizacji i człowieczeństwa,
kazała przełożyć na język rosyjski wszystkie wybitne utwory tego stulecia. Dzieła Woltera,
encyklopedystów i wiele innych francuskich i niemieckich książek przełożone zostały na
język rosyjski. Katarzyna zaznajamiała się z tą nową literaturą i wprowadzała ją w modę.
Wielu spośród jej dworaków zajmowało się nią tylko dlatego, że tak chciała cesarzowa.
Stawali się filozofami, jak byli katami, z nikczemnej uniżoności. Ale wśród czytelników tych
utworów była grupa ludzi, z początku nieliczna, którzy czytali te książki inaczej, ludzi,
którym właściwa owemu wiekowi idea oświecenia, idea ludzkości zastąpiła bóstwo, była
objawieniem i stała się podstawą, zasadą rządzącą życiem, nową religią. Ludzie ci, wśród
których wymienię Nowikowa[6], człowieka wybitnego, entuzjastycznego inicjatora
powstania tej grupy, stali się propagandzistami, apostołami. Byli to prawdziwi twórcy
literatury rosyjskiej. Wysyłali oni na własny koszt za granicę młodych ludzi, aby uczyli się
nie tylko w celu przygotowania się do służby państwowej. Wśród tych młodych ludzi
znajdował się między innymi historyk rosyjski, Karamzin, który później odwrócił się od
swych wielkodusznych protektorów; wystąpił w obronie interesów państwa i stał się twórcą,
że się tak wyrażę, rządowego patriotyzmu i twórcą patriotycznej retoryki, ale równocześnie
on pierwszy w Rosji zaczął pisać zwykłym, ludzkim językiem.
Ludzie ci objęli swym wpływem uniwersytet petersburski, a szczególnie moskiewski, który
odtąd stał się ośrodkiem humanitarnej propagandy. Idąc za przykładem współczesnych
propagandzistów tych samych idei w Europie zachodniej, utworzyli lożę masońską, do której próżność i ciekawość przyciągały bardzo dużo osób, wielu wpływowych, bogatych i
utytułowanych ludzi, co - rzecz prosta - przyczyniało się do wzrostu środków ich działania i
siły ich wpływu. Ale Katarzyna II, która mimo swego pozornego liberalizmu i mimo swego
seksualnego wyuzdania i politycznego zepsucia, była zaciekłą despotką, koniec końców
zaniepokoiła się. Lożę zamknięto. Ale dzieło zostało już dokonane: ziarno rzucone na tak
bogatą, dziewiczą glebę, jaką stanowiła inteligencja rosyjska, nie mogło nie wydać plonów.
Lata, które upłynęły od początku stulecia do roku 1812, były okresem przygotowań,
dojrzewania i niewidocznego, ale potężnego rozwoju. Najazd Napoleona w roku 1812
rozbudził całe państwo i przyprawił je o wstrząs. Dla Rosji była to niezwykła szansa. W
interesie samoobrony państwo poczuło się zmuszone zwrócić się z wezwaniem do
wszystkich: do szlachty, duchowieństwa, do burżuazji miejskiej, do chłopów
pańszczyźnianych. Każdy poczuł się jak odrodzony stwierdziwszy, że jest niezbędny. Był to
pierwszy podmuch wolności nad państwem niewolników. Od roku 1812 chłopi ponownie
zaczynają się domagać wolności i ziemi. Młodzież szlachecka, którą wojna zawiodła do
Europy, wróciła stamtąd odmieniona, liberalna i rewolucyjna. Odtąd zaczęto rozwijać szeroko
propagandę we wszystkich miastach, we wszystkich garnizonach, we wszystkich rodzinach
szlacheckich w Rosji. Koniec końców wzięły w niej udział również i kobiety i prowadziły ją z
bezgraniczną pasją. Był to pierwszy akt ich umysłowej, moralnej i społecznej emancypacji.
Ohydna, ordynarna i despotycznie barbarzyńska szlachta rosyjska przeobraziła się niby
cudem w fanatyczną rzeczniczkę humanizmu i wolności.
Wyrosły w tym wielkodusznym i gorejącym szlachetnością środowisku wielki nasz poeta
Puszkin dał nam humanistyczną poezję. Przekształcił on ostatecznie język i stał się
najpotężniejszym przewodnikiem nowej cywilizacji w Rosji. Zresztą obdarzony charakterem
gorącym, ale słabym i niezrównoważonym, podobnie jak wszyscy prawie artyści, skończył na
tym, że pogodził się z cesarzem Mikołajem, który mianował go kamer-junkrem swego dworu.
Ale nazwisko, Puszkina nie straciło nic na popularności i pozostało symbolem przebudzenia
się życia rosyjskiego.
Tacy byli ci nowi, pełni życia i porywów, ludzie, z którymi cesarzowi Mikołajowi wypadło
zetknąć się zaraz od pierwszego dnia po wstąpieniu na tron. Reakcja, która nastąpiła w ślad za
stłumieniem powstania dekabrystów, była straszliwa. Wszystko, co było ludzkie, dobre,
inteligentne i wolnościowe, zostało unicestwione i podeptane; wszystko natomiast, co
nikczemne, ordynarne, uniżone, okrutne i podłe - zasiadło na tronie razem z cesarzem
Mikołajem. Zaczął się [wyraz nieczytelny] systematyczny, całkowity pogrom
człowieczeństwa w imię tryumfu ordynarnej zwierzęcości, tępej ograniczoności i wszelakiego
łotrostwa. I wśród tej nowej rzeczywistości - lub raczej starej, ale odrestaurowanej,
odnowionej i umocnionej żelazną ręką cesarza - ja, chłopiec czternastoletni, wstąpiłem jako
kadet do szkoły oficerów artylerii.
Z korzeniami, do ostatnich kiełków wyrwać ducha liberalizmu ze społeczeństwa rosyjskiego,
zdusić najmniejsze próby niezależności uczuć i myśli u swych poddanych - oto była główna
troska, skryte marzenie cesarza Mikołaja w ciągu trzydziestu strasznych lat jego panowania.
Prowadziły do tego dwie drogi: po pierwsze, bezlitosne tępienie wszystkiego, co jeszcze
zostało uczciwego i myślącego w Rosji po pogromie dekabrystów; po drugie zaś -
pozostawienie nieograniczonej swobody i protegowanie wszystkiego, co było nikczemne,
okrutne, nieokrzesane, serwilistyczne i poniżające w tym nieszczęsnym kraju. Było to
równoznaczne z zabijaniem nowej Rosji i zmartwychwstaniem dawnej. Cesarzowi
Mikołajowi wypadło wybierać między liberałami a rabusiami okradającymi państwo i lud - cóż, wybrał łupieżców. Za jego panowania wszystkie zakątki państwa zalała biurokratyczna
hołota, złodziejska, uciskająca, bezmyślna i okrutna wobec wszystkiego, co tak czy inaczej
było od niej uzależnione; zawsze wierząca i płaszcząca się, służalcza i uniżona wobec
wszystkiego, co stanowiło "górę"; słowem, biurokracja taka, jaką spotkać można we
wszystkich krajach despotycznie rządzonych, tylko że przyprawiona barbarzyńskim
prostactwem i bizantyjską obłudą.
Za panowania cesarza Mikołaja ludzie w Rosji dusili się. Wszelka myśl ludzka była
prześladowana. Biada temu, kto ośmielał się chociażby tylko narzekać na codziennie
dokonywane bezeceństwa satrapów carskich - natychmiast stawał się niczym. Biada temu, kto
ośmielał się myśleć inaczej, niż to było zalecone z góry - w jednej chwili znikał. Było to
państwo terroru, podniesionego do godności codziennej zasady postępowania administracji i
aparatu rządzącego.
Wszystko, co społeczeństwo rosyjskie przyswoiło sobie z dóbr humanistycznej cywilizacji za
Aleksandra I, utraciło za panowania cesarza Mikołaja. Wszystko, co w społeczeństwie było
najlepszego - sam kwiat młodzieży szlacheckiej w liczbie kilkuset ludzi - zostało pogrzebane
na Sybirze. To nieliczne, co ocalało...
[Na tym rękopis się urywa. - Red. oryginału.]
[1] Michał Bakunin urodził się 8/20 maja 1814 roku w posiadłości swego ojca - wsi
Priamuchino (lub Premuchino). Bakunin popełnia w Historii mego życia również szereg
innych pomyłek: wuj ojca Bakunina - Piotr Wasiliewicz Bakunin - nie był ministrem spraw
zagranicznych za czasów Katarzyny II, lecz członkiem kolegium do spraw zagranicznych;
ojciec Michała Bakunina wrócił do Rosji mając lat 25, nie zaś 35. Równie nieścisły jest
Bakunin charakteryzując swego ojca jako liberała, przeciwnika ustroju pańszczyźnianego i
aktywnego uczestnika ruchu dekabrystów.
[2] Barbara Aleksandrowna Murawjow (1792-1864) - matka Michała Bakunina, pochodziła z
arystokratycznej rodziny. Przez swą matkę Bakunin był spokrewniony z Mikołajem
Murawjowem, zwanym Amurskim, gubernatorem wschodniej Syberii, który odegrał pewną
rolę w życiu Michała Bakunina, w okresie gdy przebywał on na zesłaniu.
[3] Michał Bakunin miał pięć sióstr i pięciu braci. Lubow i Barbara były od niego starsze, on
zaś był najstarszy wśród chłopców. Rodzinne grono było pierwszym terenem propagatorskiej
działalności Bakunina. Zwłaszcza siostrom swoim usiłował Bakunin zaszczepić swe poglądy,
kształtowane pod wpływem studiów nad filozofią niemiecką.
[4] Bakunin miał prawdopodobnie na myśli Maurycego Mochnackiego Powstanie Narodu
Polskiego w roku 1830 i 1831. Cytował jednak widocznie z pamięci. Wypowiedzi zbliżone do
przytoczonych przez Bakunina zob.: M. Mochnacki, Dzieła, t, II, Poznań 1863. Nakładem
Jana Żupańskiego, s. 248-254.
[5] Michał Bakunin poznał Joachima Lelewela w 1844 roku w Brukseli, a następnie spotkał się
z nim ponownie w Brukseli w 1847 roku. Lelewel wprowadził wówczas Bakunina w sprawy polskie, wyjaśniał mu stosunki polityczne emigracji i kwestie związane z charakterem
powstania listopadowego. Bakunin przetłumaczył na język rosyjski odezwę Lelewela Do
Rosjan z 1832 r. Tłumaczenie nie zostało jednak opublikowane, a zawarta znajomość nie
wpłynęła na razie na zbliżenie Bakunina z emigracją polską. Próbę nawiązania ściślejszej
współpracy z emigracją polską, a zwłaszcza z działaczami Towarzystwa Demokratycznego
Polskiego, Bakunin podejmie dopiero w 1845 roku. Poglądy Lelewela, zwłaszcza zaś jego
koncepcja gminowładztwa pierwotnego, wywarły - jak stwierdził M. P. Dragomanow -
znaczny wpływ na rozwój poglądów Bakunina. Lelewelowska koncepcja gminowładztwa
sprawiła, że Bakunin przejął się ideą "obszczyny" - gminnej organizacji wsi rosyjskiej -
widząc w niej podstawę przyszłych rewolucyjnych przemian społecznych w Rosji. (M. P.
Dragomanow, M. A. Bakunin, Kazań 1905, s. 35). Tezę Dragomanowa powtarza z pewnymi
modyfikacjami wielu innych, późniejszych autorów. Jednakże idealizacja "obszczyny" była w
rosyjskiej myśli społecznej owego czasu niezmiernie rozpowszechniona i Bakunin nie musiał
czerpać inspiracji pod tym względem z koncepcji Lelewela. Zresztą Bakunin wiązał pewne
nadzieje z "obszczyną" jedynie w pierwszym okresie swej działalności emigracyjnej, później
zaś poddał ideę "obszczyny" ostrej krytyce.
[6] Mikołaj Iwanowicz Nowikow (1'744-1818) - pisarz, historyk, wydawca i redaktor
czasopism satyrycznych ("Truteń", "Żywopisiec"), głosił idee Oświecenia i poddawał krytyce
stosunki społeczne ówczesnej Rosji. Aresztowany w 1792 r. i skazany na 15 lat twierdzy,
został po czterech latach zwolniony, ale do działalności społecznej i naukowej już nie
powrócił.